poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Santorini - Warszawa

Zachciało mi się do greckiej knajpki, więc rach ciach i zarezerwowałam stolik na 4 osoby w restauracji Santorini na Saskiej Kępie. Lokal wydaje się niepozorny z zewnątrz, jakby wciśnięty w bok pawilonu. Jednak po przekroczeniu progu - zetknięcie z ciepłym klimatem greckiej tawerny jest miłym zaskoczeniem.

Nastawiliśmy się na to, że chcemy jak najwięcej spróbować. Zamówiliśmy więc zimne (Pikilia) i gorące przekąski (Zesti pikilia) - oba zestawy dla dwóch osób. Zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu gorący półmisek, może z tego względu że więcej miał konkretnego jedzenia, były to np. liście winogron faszerowane ryżem, kalmary w cieście (kruchutkie!), panierowana feta, panierowany bakłażan ze szpinakiem, oliwki, tzatziki i jeszcze coś, co miało kształt oliwki, ale było bez pestki, za to z ogonkiem :D Z kolei na zimnym półmisku królowała mała ośmiorniczka i kilka musów - z marchewki, z grochu i z ikry dorsza.



Na główne danie zamówiliśmy szaszłyki z wieprzowiny i jagnięciny (Suvlaki), jagnięcinę pieczoną z fetą i pomidorami (Arni santorinis) oraz jagnięcinę z warzywami pieczoną w pergaminie (Arni kleftiko). Mięso rewelacyjne, kruchutkie, rozpływające się w ustach. Pieczone w pergaminie nie było przyrumienione, ale to nie zmienia faktu, że było bardzo smakowite.




Na deser kelnerka zaproponowała nam kruche płatki ciasta filo z kremem - przy czym zaznaczyła, że porcje są duże, więc spokojnie możemy zamówić tylko dwa ciastka, a zostaną one podane na czterech talerzach. I faktycznie... Deser był przepyszny, słodki, ale "mała" porcja była zdecydowanie wystarczająca :)





Nie wspomniałam o napojach - całość popijaliśmy różowym greckim winem, rodzimym Tyskim i sokiem z pomarańczy (świeżo wyciskanym).
Wyszliśmy najedzeni, żeby nie powiedzieć przejedzeni... ;) Ale na przyszłość już pamiętamy, że wystarczy spokojnie danie główne i deser. A dzięki posmakowaniu przystawek wiemy, co warto zamawiać. A jest w czym wybierać :D

3 komentarze:

  1. Dawno nie byłam w Santorini. Z opisu wynika, że jedzenie jest tam nadal smaczne i nawet bardziej urozmaicone niż kiedyś. Będąc w greckich knajpkach, najchętniej zamawiam właśnie zestaw przekąsek, zazwyczaj ciepłych, który wystarcza mi za posiłek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj przypomina się prawdziwe Santorini, gdzie w jednej restauracji jadłam najlepsze w życiu danie - grillowane kalmary z sosem cytrynowym. Chętnie odwiedzę tę knajpkę - wspomnienia będą jeszcze żywsze ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze mówiąc mieszkam dość niedaleko, a nigdy nie byłam w Santorini. Muszę to koniecznie zmienić.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i zapraszam ponownie!! Jeśli zostawiasz komentarz - proszę, podpisz się. Chyba że bardzo lubisz być anonimowy :D